Bartolomeu Lourenço de Gusmão
Autor Marek Ryś.
Za kolebkę lotnictwa powszechnie uważana jest Francja. To tu bracia Montgolfier dokonywali pierwszych prób z balonami, tu na początku XX wieku działało kilkudziesięciu konstruktorów pierwszych aeroplanów i tu ściągali tacy konstruktorzy z całego świata. Wątpliwości co do pierwszeństwa Francuzów we wszystkim ma jednak Portugalia – kraj niezbyt kojarzony z lotniczymi tradycjami. Przyczyną tych wątpliwości jest Bartolomeu Lourenço de Gusmão – ksiądz, który wynalazł pojazd lżejszy od powietrza grubo przed Montgolfierami. I o którym do dzisiaj trudno znaleźć informacje w języku innym niż portugalski.
Nasz bohater urodził się jako Bartolomeu Lourenço w 1685 w Santos-Sao Paulo w Brazylii, czyli zamorskim terytorium Portugalii. Jego ojcem był główny chirurg więzienia Vila de Santos Francisco Lourenço zaś matką Maria Alvares. Młody Bartolomeu początkowo pobierał nauki w seminarium Belém (Bahia). Korzystając z bliskiej znajomości ojca z fundatorem seminarium, księdzem Aleksandrem de Gusmão (od którego wziął drugie, bardziej znane nazwisko) nasz bohater mając zaledwie piętnaście lat trafił pod skrzydła zakonu jezuitów w Bahia, gdzie został nowicjuszem. Kilkuletni pobyt w zakonie pozwolił mu nie tylko pogłębić wiedzę z różnych dziedzin, ale także wykazać się niezwykle twórczym umysłem. Już w 1705 r. wysłał do Izby Handlowej w Bahia memoriał, w którym opisał urządzenie, pozwalające przepompować wodę ze strumienia na wysokość nawet 100 metrów. Pozwalałoby to uczynić zbędną ciężką pracę nosicieli i zwierząt jucznych, którzy musieli dziennie transportować duże ilości wody z wybrzeża na szczyty wzgórz gdzie używano jej m.in. do nawadniania upraw (inna sprawa, czy żyjący z tej pracy ludzie byliby równie gorliwi w chwaleniu geniuszu wynalazcy jak właściciele ziemscy). Bartolomeu miał wtedy zaledwie 20 lat.
Najwidoczniej ciekawska natura młodzieńca nie pozwoliła mu zbyt długo poddawać się rygorom zakonnego życia i Bartolomeu opuścił jezuitów aby 1708 r. udać się do Portugalii. Niewątpliwie był to bardzo utalentowany człowiek – źródła podają, że władał kilkoma językami i miał fenomenalną pamięć. Wiedza i zalety umysłu szybko przydały się naszemu bohaterowi, jako że znalazł się w Lizbonie bez przesadnych środków finansowych. Dzięki stosownym listom polecającym bardzo szybko jednak zdobył mecenasa i opiekuna w osobie markiza d’Abrantes. Tak podaje wiele źródeł, jednak w tej informacji tkwi pewna nieścisłość. Marquês d’Abrantes to nie markiz o stosownym nazwisku, lecz honorowy tytuł nadany przez króla Jana V Portugalskiego (znanego także jako Magnanimus – czyli Wielkodusznym) 24 czerwca 1718, Rodrigowi Anes de Sá Almeida e Menezes. Historia była zresztą jeszcze bardziej złożona, jako że Marquês d’Abrantes zastąpił używany wcześniej tytuł Marquês of Fontes i był nieco “obniżoną” wersją tytułu hrabiowskiego wymarłego rodu Abrantes. Uffff… W każdym razie jako Marquês d’Abrantes mogło się tytułować do dzisiejszych czasów jedenaście osób.
Najprawdopodobniej to właśnie Rodrigo Anes de Sá Almeida e Menezes stał się protektorem młodego Bartolomeu w Portugalii. Dzięki niemu mógł on ukończyć studia na Uniwersytecie w Coimbrze (stolicy Portugalii do 1255 r. i najważniejszym ośrodku akademickim tego kraju w tych czasach) i uzyskać 16 czerwca 1720 roku stopień doktora prawa kanonicznego, chociaż jego największą pasją okazały się: matematyka, astronomia, mechanika, fizyka, chemia i filozofia. Studiował także reguły dyplomacji oraz kryptografię. Sam zakres zainteresowań świadczy o wybitnym umyśle naszego bohatera. Nie zdziwi zatem fakt, że tuż przed uzyskaniem doktoratu 5 maja 1920 r. de Gusmão został wyróżniony przez samego króla Jana V – sława nieprzeciętnego księdza już wcześniej dotarła na dwór.
W którymś momencie swoich studiów de Gusmão natknął sie na informacje o włoskim matematyku Francesco Lana de Terzi, który ok. 1670 roku opisał pojazd latający, wynoszony w powietrze za pomocą czterech miedzianych kul “wypełnionych” próżnią. Koncept zakładał, że próżnia, jako ewidentnie lżejsza od powietrza powinna być w stanie unieść machinę z pasażerami.
Według niektórych źródeł z kolei idea pojazdu latającego zawładnęła umysłem Bartolomeu podczas zażywania kąpieli. Podobno mydlana bańka znalazłszy się nad płomieniem świecy znienacka rozdęła się i poszybowała ku sufitowi. Dało to powód do zastanowienia nad tym, jak powietrze o różnej gęstości różni się masą – ogrzane staje się “lżejsze”, a zatem pojazd takim powietrzem wypełniony powinien, podobnie jak ono, unieść się do góry.
Wydaje się, że de Gusmão rozwinął raczej tę koncepcję niż ideę pojazdu próżniowego de Terzi i w 1709 roku opracował założenia wehikułu, któremu siłę nośną dawałaby nie próżnia lecz ogrzane powietrze. Nad swoim wynalazkiem pracował w całkowitej tajemnicy i dopiero gdy wszystko dokładnie opisał i wyliczył w kwietniu 1709 roku zdecydował się zaprezentować machinę królowi Janowi V, aby zdobyć jego wsparcie i zbudować dzięki temu latający prototyp. Król wyraził łaskawie zgodę na prezentację intrygującego wynalazku.
Machina de Gusmão miała być standardową barka rzeczną, nad którą rozciągnięty byłby duży żagiel (jakby w formie “plandeki”). Tenże żagiel dawać miał pojazdowi stosowną siłę nośną, dzięki dmącemu weń od spodu wiatrowi, kierowanemu we właściwym kierunku przez kilka rur. Gdyby wiatru miało nie być tymi samymi rurami wtłaczano by powietrze prawdopodobnie siłą mięśni pasażerów. Napęd pojazdu, nazwanego Passarola dawałyby magnesy, umieszczone w dwóch metalowych kulach (konia z rzędem temu, kto powie JAK miałoby się to dziać).
Pojazd zaprezentowany królowi niewiele miał jednak wspólnego z opisanym konceptem Passaroli. W rzeczywistości był to mały balon z papieru, pod którym de Gusmão rozpalił płomień podgrzewający wypełniające pojazd powietrze. 3 sierpnia 1709 roku w obecności władcy w pokoju audiencyjnym królewskiego pałacu Bartolomeu dokonał pierwszej próby startu swojego modelu. Trudno sobie wyobrazić, by wcześniej swojego pomysłu nie przetestował, toteż w rzeczywistości data pierwszego lotu powinna być nieco wcześniejsza – niestety nie ma żadnych dokumentów, na podstawie których dałoby się ją ustalić.
Tak czy siak owego sierpniowego poranka balon de Gusmão zamiast wznieść się w powietrze zapalił się od ognia i w kilka sekund przestał istnieć. Można sobie wyobrazić rozczarowanie obu stron – wynalazcy i jego (potencjalnego) sponsora. Na szczęście jednak król wykazał się cierpliwością i dał księdzu jeszcze jedną szansę. Dwa dni później nowy balon wzbił się na 3,6 m i zapewne szybowałby dalej pod sufit, gdyby służący, obawiający się pożaru nie zaatakowali pojazdu miotłami i czym tam mieli pod ręką zanim osiągnął pułap stropu. Na upartego można by uznać to za pierwsze, udane zastosowanie obrony przeciwlotniczej.
Trzecia próba, przeprowadzona 8 sierpnia odbyła się w obecności króla Jana V, królowej Marii, wysłannika papieskiego kardynała Conti, księcia Franciszka Portugalskiego, Marquês of Fontes, dam dworu, paziów i innych osób. Balon wzniósł sie powoli po czym, gdy ogień wygasł opadł równie statecznie na ziemię. Król, jak podają relacje, był zachwycony i stosownym pismem od razu zagwarantował wynalazcy pełną swobodę tworzenia kolejnych pojazdów latających. Dodał też własny kamyczek do rozwoju koncepcji praw autorskich – ten, kto śmiałby skopiować pomysł de Gusmão lub nawet tylko przeszkodzić w jego realizacji miał zostać ukarany śmiercią.
Stabilna sytuacja życiowa i poparcie króla pozwoliło naszemu bohaterowi na swobodne zajmowanie się tym, co interesowało go najbardziej. W latach 1713-1716 Bartolomeu sporo podróżował po Europie – dłuższy czas spędził w Paryżu, gdzie spotkał swojego brata Aleksandra – sekretarza ambasady portugalskiej we Francji. Głównym celem tych podróży było jednak opatentowanie w Holandii wynalazku, najlepiej opisanego samym tytułem opracowanej dokumentacji: Sistema de lentes para assar carne ao Sol (System soczewek, służący do pieczenia mięsa z wykorzystaniem słońca).
Bartolomeu de Gusmão upowszechnił swe idee lotnicze i nie tylko w kilku pracach, m.in.: Manifesto summario para os que ignoram poderse navegar pelo elemento do ar (Krótki manifest do tych, którzy wątpią w możliwość żeglowania poprzez żywioł powietrza, 1709) oraz Varios modos de esgotar sem gente as naus que fazem agua (Kilka sposobów osuszania, bez udziału ludzi, przeciekających okrętów, 1710).
Jak wcześniej wspomniano właściwą koncepcję latającego pojazdu Bartolomeu przedstawiała znana z zachowanego dokumentu, Passarola. Jednak szereg historyków i badaczy wątpi, by był to kompletny opis – rysunek sprawia wrażenie dość zagmatwanego i “upiększonego” artystycznie natomiast koncepcja wdmuchiwanego pod “żagiel nośny” powietrza, które miałoby unieść całość zdaje się być nieco zbyt optymistyczna – nawet jak na czasy, w których niczym niezwykłym była wiara w trytony. Pamiętajmy przy tym, że pokazy dla króla opierały się na sile nośnej ogrzanego powietrza. Moim zdaniem tak też miało być w przypadku Passaroli – wydaje się to najlogiczniejszym rozwiązaniem a zachowany rysunek, być może niekompletny, jest nie do końca właściwie interpretowany. Piszą też o tym portugalscy badacze. Może być tak, że rysunek tak naprawdę przedstawia jedynie “gondolę” pasażerską, która miała być podwieszona pod balonem na ogrzane powietrze.
Jak by nie było pokaz przed majestatem władcy opłacił się naszemu bohaterowi sowicie: król uczynił de Gusmão kanonikiem i oddał mu profesurę na Uniwersytecie w Coimbrze. Został on także wybrany jako jeden z 50 członków utworzonej w 1720 r. Academia Real de História. Dwa lata później dostąpił największego zaszczytu – król uczynił go nadwornym kapelanem.
I właśnie wtedy coś się załamało. Bartolomeu cały czas dopracowywał szczegóły machiny latającej – stworzył m.in. koncept balonu o kształcie piramidy, ale nigdy nie spróbował zbudować jakiegokolwiek prototypu. Według londyńskiego Daily Universal Register (znanego później jako The Times) z 20 października 1786 eksperymenty prezentowane przed królem spowodowały, że nieświadomi praw fizyki stojących za przedstawianym wynalazkiem prości ludzie zaczęli nazywać de Gusmão czarownikiem. Zainteresować się nim także miała portugalska inkwizycja. Za poradą przyjaciół miał on wówczas spalić wszystkie dokumenty związane z wynalazkiem i pospiesznie wyjechać do Hiszpanii. Część materiałów zachowała się jednak w klasztorze karmelitów, dzięki opiece brata Bartolomeu. Zostały one przedłożone trybunałowi inkwizycyjnemu.
Powyższa teoria jest poddawana w wątpliwość. Wydaje się, że de Gusmão rzeczywiście miał problem z inkwizycją, ale z zupełnie innych powodów. Istnieją przypuszczenia, że Bartolomeu pochodził z rodziny o żydowskich korzeniach, która przeszła na chrześcijaństwo. Tymczasem portugalska inkwizycja istniejąca od XVI w. powstała głównie dla zwalczania konwertytów, nazywanych w późniejszym okresie Marrani (albo od hiszpańskiego marrano – “świnia” albo od hebrajskiego anusim – “zmuszeni”). Głównym zarzutem było to, że “nawrócenie” na chrześcijaństwo było pozorne a w rzeczywistości pozostali oni wierni judaizmowi (np. w kwestii niejedzenia wieprzowiny). Prawdopodobnie w wielu wypadkach tak było, jako że konwersję przeprowadzano metodą prześladowań i przymusu. Gdy w 1492 r. do Portugalii przybyło 30 tysięcy Żydów wypędzonych z Hiszpanii pojawił się problem gwałtownego wzrostu liczebności tej mniejszości narodowej i wyznaniowej. Pięć lat później król portugalski Manuel I Szczęśliwy wydał dekret nakazujący Żydom pod groźbą wypędzenia z kraju przyjecie chrztu. Doprowadziło to do całego szeregu aktów przemocy, których kulminacją był pogrom “nowych chrześcijan” w Lizbonie w kwietniu 1506 r. Inspirowana przez dwóch dominikanów zbrodnia kosztowała życie od 1000 do 4000 Marranów, wliczając w to kobiety i dzieci.
Wydarzenia te zostały opisane w jednej z najstarszych książek, w języku portugalskim Samuel Usque’s Consolação às Tribulações de Israel, wydanej w Ferrarze w 1553 roku. Ciekawym tych czasów polecić też można ich ujęcie beletrystyczne w postaci Ostatniego kabalisty Lizbony Richarda Zimlera. By dokończyć dygresję historyczną dodać warto, że po masakrze król skazał na śmierć mnichów podżegających do zbrodni oraz jej 60 najgorliwszych wykonawców, zaś Żydzi otrzymali prawo do praktykowania swojej religii. Wielu pozostało jednak przy nowej wierze. Mimo to aż do zniesienia trybunałów inkwizycyjnych w Portugalii w 1821 r. instytucja ta bardzo podejrzliwie traktowała konwertytów – nawet w którymś tam pokoleniu. Zwłaszcza takich, którzy robili karierę w hierarchii kościoła.
Czy tak było w przypadku Bartolomeu Lourenço de Gusmão – pewności nie ma. faktem natomiast jest, że zanim wykonano przeciwko niemu jakieś bardziej konkretne działania wyjechał on do Toledo w Hiszpanii, gdzie zmarł 18 listopada 1724 r. z powodu “gorączki” (grypy?).
Genialny wynalazca uhonorowany został w 1936 r., kiedy to otwarto nazwany jego imieniem port lotniczy w Rio de Janeiro. Był on zbudowany przez niemiecki koncern Luftschiffbau Zeppelin i przystosowany do obsługi sterowców Graf Zeppelin i Hindenburg. Obecnie jest to baza lotnicza brazylijskich sił powietrznych natomiast imieniem Bartolomeu de Gusmão nazwano lotnisko Araraquara.
W wydanej w 2006 roku powieści Veritas jej autorzy: Rita Monaldi i Francesco Sorti twierdzą, że w gazecie Wiennerisches Diarium z 1709 r. znaleźć można informację, iż do Wiednia w tym czasie przyleciał (!) lotnik w Passarola. Został on ponoć po wylądowaniu wtrącony do więzienia. Twierdzenia te (tyczące istnienia wzmiankowanego artykułu) są niemal na pewno wytworem fantazji literackiej autorów Veritas, zaś sam Bartolomeu Lourenço de Gusmão do dzisiaj pozostaje niesłusznie zapomnianym pionierem lotnictwa, znanym głównie w świecie portugalskojęzycznym.