Pamiętnik pilota “Łosia”
Pamiętnik i zdjęcia otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Rodziny pilota, za co bardzo serdecznie dziękujemy. W tekście zachowano oryginalną pisownię.
Zamieszczony poniżej fragment wspomnień pilota “Łosia” pochodzi z pamiętnika Sgt. Romana Bonkowskiego. Autor pamiętnika urodził się 17 lipca 1909 roku w Warszawie. Ukończył Szkołę Podoficerów Lotnictwa w Bydgoszczy i w 1932 roku otrzymał przydział do 213. Eskadry Bombowej w 1. Pułku Lotniczym w Warszawie. We Wrześniu 1939 roku – w stopniu plutonowego – Roman Bonkowski latał jako pilot na samolotach PZL-37 “Łoś” w 11. Eskadrze Bombowej, wchodzącej w skład X Dywizjonu Bombowego Brygady Bombowej. Po zakończeniu walk w Polsce przez Rumunię i Francję ewakuował się do Anglii, gdzie jako Sgt. (sierż.) latał w 301. Dywizjonie Bombowym Polskich Sił Powietrznych (numer służbowy RAF P-780034). Zginął wraz z całą załogą w nocy z 18 na 19 czerwca 1941 roku (zobacz przypis 1), lecąc na misję bojową samolotem Vickers “Wellington” Mk IC (GR-D, nr ewid. R1365). Sgt. Bonkowski został odznaczony trzykrotnie Krzyżem Walecznych i Polową Odznaką Pilota.
Opisany we wspomnieniach Bonkowskiego dramatyczny lot miał miejsce w dniu 4 września 1939 roku. Załoga samolotu PZL-37Abis “Łoś” (nr 72.18) w składzie obserwator por. Zdzisław Górniak, pilot plut. Roman Bonkowski, strzelec sierż. Aleksander Zejdler i radiotelegrafista/strzelec kpr. Józef Puchała wystartowała przed południem z lotniska Kuciny koło Aleksandrowa Łódzkiego na rozpoznanie niemieckich kolumn pancernych w rejonie Radomsko-Wieluń-Częstochowa (zobacz przypis 2). Samolot nie powrócił z lotu, lądując przymusowo w przygodnym terenie niedaleko Rychłocic po ciężkim uszkodzeniu przez niemiecką artylerię przeciwlotniczą i myśliwce Messerschmitt Bf 109D z – najprawdopodobniej – 1. Staffel I./ZG 2. W akcji zginęli por. Zdzisław Górniak i kpr. Józef Puchała. Sierż. Aleksandrowi Zejdlerowi zaliczono zestrzelenie w tym locie jednego Bf 109, ale źródła niemieckie nie potwierdzają tego faktu. Z kolei zgłoszenie niemieckich pilotów o zestrzeleniu “Łosia” nie zostało zatwierdzone przez dowództwo Luftwaffe.
“… Widziałem zdenerwowanego do przesady obs. Który mówiąc nawiasem trząsł się, a głos miał płaczący. Czyżby przeczuwał jaką tragedię ? Wreszcie zapuścili maszynę, omawia ze mną poraz drugi sposób wykonania zadania prosząc b. niski lot. Mamy 4 x 100 (zobacz przypis 3). Start, płatowiec rwie wprzód. Chowam podwozie przestawiam krany, zwiększam gaz i lecę na miejsce gdzie miała stać kolumna. Obniżam tak jak na to pozwala teren. Szybkość 400 km/g. Zbliża się rzeka Warta przecinamy ją kilka chwil, a są Rychłocice, szosa dochodząca do Warty. Jestem około 10 km od stojącej kolumny. Daję pełny gaz i rwę do góry, kilka sekund i jestem na 400 mtr. Otworzyli ogień z działek Boforsa i k.m. Widzę pociski nalatują na kolumne skośnie. Lekki wstrząs to kula armatnia przebiła lewy płat. Obs. Poprawił cośkolwiek kierunek nalotu, widzę porusza rączką wyrzutnika liczyłem: 1, 2, 3, 4 i dałem nurka do ziemi gdyż częściej odczuwałem wstrząsy. Doszedłem ziemi, gdyż zrobili b. ciężką zaporę ogniową.
Przelatujemy kolumnę wszerz skośnie, strzelcy otwierają ogień z k.m. Obs. Daje rozkaz zawrócić by poraz drugi przelecieć kolumnę i ciąć z k.m. Zakręcam w prawo i znów do ziemi i tu widzę 4 pożary na skutek bomb eksplodujących. Lecz Szwabi przyszykowali się na nas. Jestem w odległości 1 km od kolumny wysokość 20-30 mtr. Lawiruję maszyną w lewo i prawo by utrudnić celowanie do maszyny. Myśli przelatuję jak błyskawica czuję że będzie ciężko, przeczuwam cos strasznego. Wlazłem muszę lecieć. Jestem na skraju kolumny. Oglądam kolumnę bystrym wzrokiem. Strzelcy strzelają z k.m. Zniżam lot jestem na 5 metrach. Istne skupisko ludzi jeden przy drugim. Stanowiska działek i k.m. co kilka kroków. Widzę strwożone twarze żołnierzy Niemców którzy są w ogniu naszych k.m. Padają na ziemię. Pociski rwą się, syczą słyszę tylko suche trzaski i wstrząsy maszyny. Widzę padających to nie są ci którzy kryja się przed k.m. to zabici i ranni. Żywi grożą w kierunku maszyny twarze ich młode pełne chęci zemsty. Lecz w moim sercu zbudziła się też chęć zemsty więc nieliczyłem się z niebezpieczeństwem tylko aby więcej ich padło.
Z nadludzką odwagą sprawował się sierż. Strzel. Zejdler, który strzelał ile k.m. wytrzymał nie zważając na rwące się pociski pod nim i nad nim. Zmieniał ładowniki zacickał zęby i kropił. Jestem przekonany że nie jeden i nie dziesięciu Niemców padło a zapewne więcej niż strzałów wypuszczonych przez mojego strzelca bohatera. Jestem nad środkiem kolumny strzelec sierż. Z. przybiega do mnie i krzyczy że rtofista (zobacz przypis 4) kpr. Puchała zabity. Odwracam głowę do tyłu i widzę pochyloną nad karabinem w przód postać. Jest to kpr. Puchała odwracam się i znów słyszę nasz grający k.m. To Olek gra na nim. Słyszę same grzmoty pocisków i smugi zapalających naboi. Wreszcie przeogromny huk i oślepłem, to co zdążyłem pomyśleć to “Żono jestem zabity za wolność Twoją i Ojczyzny żegnaj do drugiego życia lepszego jak to”. Była to myśl błyskawiczna gdyż nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Myślę, że jestem ciężko ranny, a to są ostatnie przebłyski świadomości. Zaćmienie przeszło trwało to ułamki sekund, w ogóle szybko orientowałem się zawsze w niebezpieczeństwie. Czuję że żyję staram się poruszyć, tak mogę na Boga żyję Żono ja Cię będę – muszę widzieć jeszcze. Ocknąłem się lecz co jest nic nie widzę. Otwieram i zamykam powieki, ach wiem są zaprószone, czem pociskiem czy dymem. Mrugałem ile mogłem wreszcie przejrzałem i o Rany, to kabina przednia potrzaskana a okruchy masy-szkła (plexyglasu) oślepiły mnię. Dolatuję końca kolumny. Patrzę co się dzieje i widzę że obsypany gruzami przyrządów i szkła, zdenerwowany do ostateczności obs.b. nerwowo łapie się za prawą nogę, gdyż wydaje się że jest ranny w nogę. Podniósł ją powyżej kolana nie widzę krwi ani śladu rany. To samo czyni z prawą znów to samo niema nic. Wreszcie ryk grzmotu, czuję że opadam z sił, drugi trzask, trzeci i maszyna wali się w prawo ach to już koniec, trzeba będzie runąć z podciętemi skrzydłami na dół. Ratuję maszynę kontruję wyprowadzam, znów się wali. Krysiu teraz już koniec (zobacz przypis 5). Przybiega sierżant Zejdler cos krzyczy, pokazuję mu bladego obs. Ten nie zwraca uwagi na mnie , tylko krzyczy że maszyna się pali, lądować bo się żywcem upieczemy. Pytam gdzie – tam z prawej strony pada z ust jego błyskawiczna odpowiedź. Wychylam się patrzę o Rany kłąb czarnego dymu i płomieni. Co to może być. Ułamek sekundy i zorientowałem się że to pali się benzyna w zbiorniku […] na opad motory grają pięknie i rwą. Wszystko to dzieje się błyskawicznie. Niemogę lądować gdyż wpadnę w ręce niemców więc wolę się spalić – jak zginąć to wszyscy. Maszyna wali się wciąż w prawo wiem dlaczego prawa lotka klapoce – jest przestrzelona na zewnętrznej zawiasie, czekam rychło się oderwie druga, a my od razu będziemy mieli trumnę i krematorium. Walczę resztką sił. Łzy ciekną z bólu staję się bezsilny. Spoglądam wdół dolatujemy końca kolumny czołówki. Maszyna pali się od płomieni z rur wydechowych które natrafiają na lejącą się z przestrzelonego zbiornika benzynę i zapalają. Olek strzela widzę jak znów przychodzi “już przychodzi nie przybiega” zmęczony trupio blady czoło i włosy zlane potem jest w zimowym kombinezonie. Myślę że ranny że przyszedł powiedzieć ostatnie dowidzenia gdyż jest moim serdecznym przyjacielem. On natomiast cedzi wolno ze śliną na ustach. Puchała nie żyje, gonią Messerschmidty.
Znów błyskawica myśli “Żono módl się” i tu pomimo pierwotnego zrezygnowania i apatii zapragnąłem żyć bo mam dla kogo, postanawiam walczyć do ostatka. Olek ze zmęczenia nie może się ruszyć, lecz wychodzi do stanowiska KM. W międzyczasie pytałem o pożar powiedział że zmniejszył się, wyglądam tak – ustaje. Chwała Bogu choć jedno mniej. Kolumnę przeleciałem słyszę ogień KM wiem co oznacza. Spoglądam na obs. oczy zachodzą mu mgłą blady, siedzi na nieswoim siedzeniu na pół żywy. Nogi obie ustawił a właściwie ułożył na wyrzutniku bomb drugą na pasie tak że są powyżej siedzenia. Spojżałem obok siedzenia – czerwona plama – to krew. Jest ranny nie wiem gdzie – wiem że śmiertelnie. Unoszę głowę widzę wyrywającego Messerschmidta druga serja strzałów, druga niemiecka maszyna wyrywa do góry, znów strzały, to od trzeciej. Podchodzę do ziemi, lecę na wys. 1 mtr lub 2 robię lekkie skręty w lewo i prawo by utrudnić strzelanie do nas. Olek pracuje serie strzałów nie ustają jak też naloty niemców. Ile nalotów zrobili trudno powiedzieć, bo pracowałem za nerwowo a Messerschmidty rwały do wysokości 200 mtr by ponowić atak. Lot nad sama ziemią utrudniał im atak, gdyż z pikowego ataku już na 100 mtr musieli wyprowadzać, bo maszyna swoim bezwładem leciała w tym położeniu t.j nurkowym jeszcze 50 może i więcej. Bali się atakować niżej by nie zdeżyć się z ziemią.
Zwiększyłem gaz na pełny dałem “Busta” i lekkimi skrętami lecę dalej. Zauważyłem że ster kierunkowy jest za twardy od czego ? Nie miałem czasu zastanawiać się nad przyczyną, musiałem patrzeć by nie zderzyć się z ziemią. Wreszcie jakby potężniejsza salwa kul z KM Olka. Patrzę w dół i przed siebie. O Boże widzę jednego Messerschmidta z prawej strony jak wyciągnął do góry a za nim smuga dymu. Ciągnął cos za leniwie, patrzę nerwowo i widzę jak dochodzi do najwyższego w wysiłku punktu, dalej nie ma sił wali się w dół z wysokości około 70 mtr. Leci w dół mija naszą maszynę w odległości 100 mtr przed prawym płatem płomienie ogarniają coraz bardziej czarny krzyż. Przepadła spotkała się z ziemią słup ognia i mogiła. W tej chwili pomyślałem za co i o co ludzie się tak nienawidzą zamiast kochać się. Pilot z maszyną znalazł grób na polskiej ziemi. Ręka wprawnego strzelca z mojej maszyny zdołała wypuścić zapalający pocisk i trafić we wroga który to samo chciał uczynić z nami. Dwie atakujące maszyny widząc stratę kolegi i maszyny nie czuli się na siłach do dalszej walki z celnym ogniem naszej maszyny odlecieli. Tu zaznaczę że niemcy atakowali nas przewagą liczebną nigdy nie wchodzili do walki w pojedynkę. Do rzadkości należały ataki 3 maszyn na polska jedną. Ile wypadków walki widziałem zawsze przynajmniej 9 stykało się z naszą jedną. Przychodzi bezsilny zlany potem biały jak trup i powiada “odlecieli”. Ucałowałem tego “chłopaka” bohatera który sam potrafił oprzeć się trzem Messerschmidtom i natłuc tylu niemców ile kul wypuścił.
Nowa trwoga to konający obs. który z każdą chwilą stawał się sztywniejszy. Tu stwierdziłem powód dlaczego ster kierunku nie wychylał się za nogą. Siedzenia obs. było z przodu pedałów od steru kierunkowego. Sztywniejący obs. prostował się z każdą chwilą i siłą rzeczy blokował te stery. Boże, byłem bez serca lecz musiałem zdejmowac nogę z orczyka by kopnąć, właściwie odepchnąć nieszczęsnego który błagalnymi ostatnimi spojżeniami błagał litości, ratunku. Ostatnim wysiłkiem krzyczy “ląduj” nie mogę jestem na terenie zajętym przez niemców jeszcze chwil kilka a będziemy na terenie własnym wolni gdzie będzie ratunek. Opadł były to jego ostatnie słowa. Biedny Oleś przeciska się do przedniej kabiny ściąga go ze sterów, bo w przeciwnym wypadku zwalimy się z powodu zablokowania sterów. Przelatujemy Wartę odetchnęliśmy. Szukam lotniska, lecz zgubiłem się postanawiamy wraz z Olkiem lecieć w kierunku północy i tam lądować. Muszę lądować. Zmniejszam szybkość aby wypuścić podwozie, raz, drugi, trzeci, niestety nie wychodzi co jest ? Odkręcam kran bezpieczeństwa, włanczam pompę, podwozie wyszło do połowy. Chwytam się trzeciego środka t.j pompy ręcznej. Proszę nieprzytomnego prawie ze zmęczenia Olka aby pompował i przez to wypuścił podwozie. Mam na kadłubie motoru t.j gondoli wskaźnik optyczny, obserwuję go i widzę że pomimo wysiłku Olka nie wychodzi. Przestał pompować, bo przekonałem się że zasobnik podwozia jest przestrzelony. Decyduje się lądować bez podwozia. Lecimy około 10 minut od kolumny powinniśmy być od niej oddaleni około 70 km. Szukam terenu odpowiedniego terenu dla ciężkiej maszyny w dodatku bez podwozia. Lasy zmuszają mnię do dalszego lotu. Gdyby nie ranny oficer lądowałbym byle gdzie, lecz nie chciałem robić dużego wstrząsu a właściwie bez podwozia lądowałem pierwszy raz w swej karjerze lotniczej więc nie wiedziałem jaki będzie tego przebieg.
Konwulsyjne ruchy rannego obs. zmusiły mię do natychmiastowego lądowania. Widzę pole o rozmiarach 300 x 200 mtr rzysko, na środku stóg zboża. Postanawiam lądować. Proszę o pomoc Olka gdyż mam zaprószone oczy pocharataną twarz. Nalatuje robię rundę na wysokości 10 mtr. Obieram kierunek lądowania odlatuję dość daleko. Jestem b. silnie zdenerwowany. Lecę na 5 mtr na małej szybkości około 200 km/g. Zbliżamy się do pola, krzyczę do Olka by wypuścił klapy które ułatwiają lądowanie. Podchodzimy nie mam już siły trzymać zwisającej maszyny ostatkiem sił wyrównałem domknąłem gaz. Czuję ziemię coraz twardziej coraz niżej, maszyna siada zgrzyta trzeszczy wreszcie trrrach, słup dymu. Momentalnie wyłączyłem iskrowniki, sięgam ręką do drzwiczek ręka bezsilna. Tracę przytomność, mętnym wzrokiem widzę napółomdlałego Olka z prawej strony. Trwało to sekundy. Ocknąłem się dym, a jak się później okazało pył i grudy dartej przez maszyne ziemi wydały mi się dymem, zaczęły opadać. O Boże jestem na ziemi […]
Przypisy:
(1) notkę biograficzną sporządzono głównie na podstawie “Księgi lotników polskich poległych, zmarłych i zaginionych 1939-1946” (Olgierd Cumft i Hubert Kazimierz Kujawa, Wydawnictwo MON, Warszawa 1989). “Księga…” podaje jako datę śmierci Sgt. Bonkowskiego 19 czerwca 1941 roku, natomiast informacja przekazana po wojnie Rodzinie pilota wskazuje datę 18 czerwca.
(2) początkowo start nastąpił około godz. 8:00 na samolocie nr 72.17, ale z powodu usterki silnika po kilkunastu minutach maszyna powróciła na lotnisko Kuciny i załoga – nie czekając na usunięcie awarii – przesiadła się do egzemplarza nr 72.18.
(3) tj. 4 bomby po 100 kg każda.
(4) radiotelegrafista.
(5) żona Romana Bonkowskiego miała na imię Krystyna.
Przypisy wyszukał i wstawił Leszek Wieliczko.